Zawsze będziemy walczyć o zwycięstwo – rozmowa z Kamilem Kmieciem

Już jutro zawodnicy Sokoła II Aleksandrów Łódzki rozpoczną swoje zmagania w walce o awans do IV ligi łódzkiej. Na rozmowę przed pierwszym spotkaniem zgodził się szkoleniowiec drużyny – Kamil Kmieć.

Redakcja: Rozgrywki łódzkiej Klasy Okręgowej wystartowały w miniony weekend, ale dla pańskiego zespołu rozpoczną się one dopiero w niedzielę. Drużyna gotowa do boju?

Kamil Kmieć:Oczywiście. Przerwa zimowa w Polsce, zwłaszcza w niższych klasach rozgrywkowych jest bardzo długa i z pewnością drużyna odczuwa już głód ligowej piłki. Mecze sparingowe to jednak nie to samo co walka o punkty i myślę, że wszyscy czekają z niecierpliwością na pierwszy gwizdek sędziego.

Zajmujecie obecnie trzecie miejsce w ligowej tabeli, a do lidera ze Zgierza macie jedynie trzy punkty straty. Śmiało może pan powiedzieć, że gracie o awans?

– Z pewnością miejsce w ligowej tabeli jest bardzo satysfakcjonujące i być może dla wielu zaskakujące. My jednak koncentrujemy się na każdym kolejnym ligowym spotkaniu i zawsze staramy się walczyć o zwycięstwo z odpowiednim zaangażowaniem. Stawka ligowa jest bardzo wyrównana i nie można przejść obok żadnego ze spotkań. Mogę zadeklarować, że zawsze będziemy walczyć o zwycięstwo.

Jak podsumuje pan zimowe przygotowania swojego zespołu?

– W okresie przygotowawczym rozegraliśmy szereg spotkań kontrolnych. W składzie zaszły spore roszady personalne. Dwóch, czy trzech zawodników zawiesiło przysłowiowe buty na kołku. Także paru młodych zawodników ocierających się o grę w pierwszym zespole, postanowiło kontynuować przygodę z piłką na wypożyczaniach. Jesienią byli oni pewnym punktem mojego zespołu. W ich miejsce udało się pozyskać innych graczy, którzy z pewnością nie będą odstawiać nogi w ligowym boju. Sparingi miały głównie na celu zgrać w pewnym stopniu przebudowany skład.

Uważa pan, że obecnie zespół jest w lepszej dyspozycji niż jesienią? <br

– Tej odpowiedzi musimy szukać na boisku. Wszystko zweryfikuje liga, która jak wspomniałem jest wyrównana i zacięta.

Druga drużyna czasami korzysta również z posiłków pierwszego zespołu. Jest to dla pana dobre rozwiązanie, czy woli pan jednak zbudować drużynę wyłącznie na zawodnikach, którzy nie mają nic jeszcze wspólnego z zespołem trenera Piotra Kupki?

– Z pewnością rezerwy pierwszego zespołu są drużyną specyficzną. Musimy liczyć się z tym, że jesteśmy zapleczem naszej trzecioligowej drużyny. Specyfika polega na tym, że praktycznie co mecz wyjściowy skład, czy też kadra mogą ulegać zmianom. Natomiast bardzo istotne są dwie sprawy. Po pierwsze liczę na to, że każdy zawodnik będzie podchodził do rywalizacji z odpowiednim zaangażowaniem, niezależnie od tego czy na co dzień trenuje z pierwszą, czy drugą drużyną. Po drugie, trzeba umieć znaleźć złoty środek. Zawodnicy pierwszej drużyny są bez wątpienia wzmocnieniem mojej ekipy, ale unikamy sytuacji w których na placu gry jest więcej graczy pierwszego zespołu niż tych na co dzień trenujących pod moim okiem. Zawodnicy drugiego zespołu trenują po to by grać, z reszta jak każdy. Trzeba doceniać ich trud. Gracze pierwszego zespołu są jak najbardziej nieodłącznym i ważnym elementem rezerw Sokoła, ale ważny jest wspomniany złoty środek i rozsądek.

Jak obecnie wygląda sytuacja kadrowa w pana drużynie? Doszło do pewnych roszad zimą?

– Tak jak wspomniałem wcześniej, doszło do pewnych zmian. Personalnie kadra zespołu wygląda inaczej niż jesienią. Zobaczymy, jaki będzie efekt.

Poza Sokołem II zajmuje się pan również rocznikiem młodzieżowym. Udaje się podzielić obowiązki?

– Nie mam problemu z dzieleniem obowiązków. Rocznik 2005, który prowadzę jest pierwszą drużyną w mojej przygodzie trenerskiej, wychowuje ją od podstaw, co bez wątpienia jeszcze bardziej mobilizuje do pracy. Nie przeszkadza mi to jednak w dużym zaangażowaniu w zespół rezerw. Praca zarówno z młodzieżą, jak i seniorami pozwala mi się rozwijać dwutorowo jako trenerowi. Trzeba pamiętać, że piłka nożna dzieci i młodzieży, a futbol w wydaniu seniorskim to zupełnie inna bajka. Nie mam jednak z tym problemu.

Cofnijmy się trochę wstecz, jak to sie stało, że znalazł się pan W Sokole?

– Jestem wychowankiem tego klubu i jestem z nim mocno związany od dziecka. Po zakończeniu wieku juniora w Sokole, postanowiłem wkroczyć na drogę szkoleniową. Podjąłem taką decyzję z kilku względów. Bardzo duży udział w takim rozwoju wypadków miał mój trener z czasów gry w juniorach – Michał Bistuła, który zaprosił mnie do współpracy jako swojego asystenta w zespole juniorów starszych, który uzyskał wtedy awans do ligi wojewódzkiej. Swoją przygodę z pracą szkoleniową zacząłem zatem nie od najmłodszych grup, lecz od jednej z najstarszych. Złapałem przysłowiowego „bakcyla” i zacząłem się rozwijać w tym kierunku i bardzo cieszę się z takiego wyboru.

Czy już wcześniej rozważał pan rozpoczęcie swojej przygody z pracą trenerską czy wyszło to raczej spontanicznie?

– Piłka nożna to moja pasja. Chciałem w jakiś sposób dalej żyć tym sportem, natomiast rozpoczęcie przygody trenerskiej było raczej spontaniczne, ale nie żałuję.

Jak określiłby pan swoją rolę w klubie? Dla pana jest to bardziej praca czy hobby?

– Tak jak wspomniałem wcześniej – to moja pasja i miłość. Poświęcam piłce nożnej bardzo dużo czasu i nie traktuje tego w kategoriach zwykłej pracy. Z resztą jestem zdania, że każdy trener powinien być pasjonatem tego sportu, a nie podchodzić do tego bez zapału i mechanicznie jak przykładowo do pracy za biurkiem w korporacji.

Każdy chce się rzecz jasna rozwijać. Póki co Sokół to jedynie ciekawe dodatkowe zajęcie, czy raczej w tym kierunku będzie chciał Pan się rozwijać?

– Jestem cały czas młodym trenerem i liczę, że bardzo wiele przede mną. Oczywiście staram się rozwijać pod wszystkimi względami pracy jako szkoleniowiec. Trener, który nie chce robić postępów, tak samo jak sportowiec, nie osiągnie sukcesów bez pracy, zaangażowania i chęci.

Na koniec jeszcze dopytam, jakiego zespołu rezerw możemy spodziewać się na wiosnę?

– Zespołu walczącego zawsze do końca!